Ciekawie było na żywo obserwować Tuskową nie-politykę kiedy czołowy polityk rządzącej partii namaszcza – używając typowo politycznego, choć inteligentnie opakowanego języka – innego polityka rządzącej partii na nie-polityczne przecież bo orliki, mosty itd. wybory samorządowe.
Z punktu widzenia języka kampanii ciekawe było zamknięcie jej przez Tuska w Niepołomicach, które z racji zaskakująco wyrównanej walki wieloletniego burmistrza tego miasta, aktualnie wojewody Stanisława Kracika z urzędującym bezbarwnym Jackiem Majchrowskim stała się centralnym punktem w przededniu rozstrzygnięcia I tury wyborów
Tusk przywołując Lanckoronę i bohaterską panią wójt oraz mieszkańców walczących z powodzią buduje opozycję między sobą – mającym łzy w oczach a dzielnymi zdeterminowanymi mieszkańcami, którzy zaskakiwali go optymizmem . Pozornie okazuje słabość, praktycznie prawiąc sobie komplement – „jestem empatyczny i emocjonalny, a do tego skromny”. I przede wszystkim „z ludźmi”. To wy jesteście prawdziwymi bohaterami, mówi Tusk do mieszkańców Lanckorony, ale tak naprawdę do całej Małopolski. Ty wy wykazaliście się odpowiedzialnością i hartem ducha. Buduje wspólnotę opartą na nieszczęściu (świetnie udało się to we Wrocławiu po powodzi w 1997 roku) i na wspólnej walce z żywiołem – „twardej, ale optymistycznej”. Taka wspólnota potrzebuje odpowiedniego przywódcy, który stał na jej czele podczas klęski i się sprawdził – jak Giuliani w Nowym Jorku. Krakowskim Giulianim jest Kracik, który zastał Niepołomice drewniane, a zostawił murowane.
Tusk starał się komplementować królewskie miasto w dość tradycyjnym stylu (wizytówka Polski, duchowa stolica kraju) łącząc to karkołomnie z krytyką – że inne miasta w ostatnich latach wyścignęły Kraków, który nie wykorzystuje żywych kulturalnych atutów, np. poetów w nim mieszkających. I że to obciach na całą Europę, bo „tysiące, miliony ludzi z całego świata będzie zawsze patrzyło na Polskę przez pryzmat Krakowa”.
Można się zastanawiać na ile Krakusi posłuchają takiej rady od outsidera, który nazywa Małopolan „tubylcami” i opowiada o ich „pięknym skrawku na ziemi”, który docenia bo sam urodził się na „innym pięknym skrawku – Kaszubach” (oklaski) i mieszka w Warszawie, gdzie wielu ludzi pracuje by także i ten skrawek uczynić pięknym (bez oklasków).
Jeśli naprawdę nie chcemy „robić polityki”, czy raczej chcemy w samorządzie robić politykę samorządową, nieuzależnioną w 100% od wytycznych z partyjnych centrali w Warszawie powinniśmy pójść za rozsądnym głosem Ludwika Dorna i Wspólnoty Samorządowej, którzy podjęli zobowiązanie do zebrania 100 tysięcy podpisów pod projektem ustawy, która „wprowadzi zakaz wykorzystywania przez partie polityczne środków finansowych pochodzących z budżetu państwa w wyborach do organów uchwałodawczych ( rad i sejmików) wszystkich szczebli samorządu oraz w wyborach wójtów, burmistrzów i prezydentów miast”.