Mam kłopot z pierwszym sierpnia. Serce nie pozwala tłumić wzruszenia na dźwięk syren o 17.00. Kiedy słyszę jak „Godzinę W” z „pierwszosierpniowym potem na skroni” śpiewa Lao Che. Ten entuzjazm towarzyszący wyzwalaniu stolicy bijący z gazetek, listów i kronik. Młodzieńcza fantazja i szaleńcza odwaga. Wiersze Gajcego i Baczyńskiego. Kolejne znajome ulice i miejsca odbijane z rąk Niemców. I postępująca z każdym dniem groza, śmierć, zniszczenie tego wszystkiego co piękne i szlachetne, tak bezsensowne. I tak niesprawiedliwe. Podniosły nastrój ogarnia mnie kiedy myślę o tych młodszych ode mnie chłopakach i dziewczynach – przerażonych, dzielnych, zakochanych, ginących dziesiątkami za utrzymanie kilku piędzi ziemi. I o Warszawiakach, którzy na chwilę oddychali powietrzem wolnego miasta, którym powstańczy dali na tak krótko – nadzieję.
Powstanie Warszawskie – romantyczne, odważne i piękne w tej swojej nonszalanckiej pogardzie dla realiów. Kozackie po prostu. Ono nie miało prawa się nie udać! Przecież szaleńcza odwaga zwycięża – wbrew wszystkiemu, a przynajmniej nie idzie na marne. Dobro wygrywa, zło przegrywa. Odwaga i bohaterstwo jest nagradzane, oportunizm ośmieszony. Niestety tylko w przygodowych książkach i filmach – czyli tak naprawdę w bajkach. Ale właśnie dlatego tak bardzo działają nam na wyobraźnię.
Powstanie przypomina przerażający thriller, ofiary nie mają pojęcia co je czeka, cieszą się, walczą, snują plany na przyszłość – wolnej Polski i swoją własną. My obserwujemy to z przerażeniem, wiedząc, że nic takiego się nie zdarzy i że nie możemy temu zapobiec. Że zginą, że domy ich spalą, rodziny wypędzą. A marzenie o wolności brutalnie zdepcze radziecka walonka.
Nie będę walczyć z tym dziwnym uczuciem przeraźliwego smutku pomieszanego z dumą, fatalizmu i nadziei wbrew wszystkiemu. Tak chyba boli polskość. Podobnie jak nie możemy wybrać sobie rodziców, podobnie wrażenie, że kiedykolwiek z się z niej wyzwolimy jest mirażem.
Tyle serce. Jednak rozum domaga się swoich praw.
Historia nas nie rozpieszczała, Polska była często, zbyt często, ofiarą dziejów. Nie mając dość siły i determinacji by z przedmiotu polityki stać się jej podmiotem cały niemal kanon kultury narodowej, w tym pamięć o Powstaniu Warszawskim, oparliśmy o tworzenie kompensacyjnych mitów. W skrócie – dorabianie ideologii do porażki. Budowaliśmy mit, który pozwalał przetrwać najgorsze czasy, który podtrzymywał narodową substancję, był motorem walki o własną państwowość wbrew historycznym realiom. Na mitach wznieśliśmy strzelistą konstrukcję, mieszaninę złudzeń i samooszustwa.
W Polsce politykę uprawiali poeci. Nasze elity podejmowały decyzje być może zgodne ze swoim wewnętrznym imperatywem moralnym, ale absolutnie zabójcze dla interesu narodowego.
Powstanie dla pokoleń Polaków było okrutnie brutalną lekcją politycznego realizmu – żaden Stalin ani Roosvelt nie spieszyli z pomocą. Tej lekcji zapomnieć nie powinniśmy. Pierwszosierpniowe wzruszenia trzeba zaprząc w służbę rozsądku. Jeśli coś wynika dla nas z Powstania, to właśnie to – zobowiązanie do politycznego racjonalizmu i zaangażowania w sprawy publiczne. Słabi racji nie mają. Romantyczne porywy powinny pozostać domeną pisarzy fabularnych. Patriotyczne wzruszenie nie może zastąpić zimnej kalkulacji. Musimy przejść od celebracji cierpienia do poczucia odpowiedzialności za nasze tu i teraz.
My jednak wzruszamy się łatwo, unosimy na krótko, pisze Juliusz Słowacki w „Grobie Agamemnona”:
Polsko! lecz ciebie błyskotkami łudzą;
Pawiem narodów byłaś i papugą;
A teraz jesteś służebnicą cudzą. –
Choć wiem, ze słowa te nie zadrżą długo
W sercu – gdzie nie trwa myśl nawet godziny:
Mówię – bom smutny – i sam pełen winy.
Można oczywiście powiedzieć: „mam to wszystko gdzieś, ta krew i powstania to dawno i nieprawda, gderanie stetryczałych dziadków. Ja tu mam dom na głowie, pracę i rodzinę, a ta Polska, drogi, urzędy, służba zdrowia, a już zwłaszcza polityka to jedno wielkie gówno.” Również taki użytek możemy zrobić z naszej wolności. I nie będzie to w naszych dziejach w czasach pokoju nic nadzwyczajnego ani nowego. I dlatego wciąż aktualne są gorzko brzmiące słowa Winstona Churchilla o Polakach.
Pozostaje to tajemnicą i tragedią historii że naród gotów do wielkiego heroicznego wysiłku, uzdolniony, waleczny, ujmujący powtarza zastarzałe błędy w każdym prawie przejawie swoich rządów. Wspaniały w buncie i nieszczęściu, haniebny i bezwstydny w triumfie. Najdzielniejszy pośród dzielnych, prowadzony przez najpodlejszych wśród podłych.
Jakże chciałbym mieć dowód na to, że się mylił, że to już nieaktualne…