Śmierć Kim Dzong Ila – polski wątek i wyrafinowana gra wywiadów
Rozpacz po odejściu Ukochanego Przywódcy pogrążyła cały niecywilizowany świat w żałobie. Jednak mimo łez w oczach musimy próbować przynajmniej zachować ostrość widzenia.
Śmierć Kim Dzong Ila i przejęcie władzy przez jego najmłodszego syna Kim Dzong Una udowodniły niedowiarkom, że miliardy dolarów wydawane na wywiad w Stanach Zjednoczonych, Europie i Korei Południowej nie idą na marne. Przykładowo niemal na pewno wiemy ile lat ma nowy Ukochany Przywódca – szacunki wahają się w przedziale 26-28 lat, a nie zapominajmy jak trudno białemu jest oceniać wiek przedstawiciela rasy żółtej, i odwrotnie!
Przede wszystkim należy odeprzeć z całym zdecydowaniem wszelkie komentarze mówiące o porażce wywiadów zachodnich. Jak podają źródła „Liberté!”, których niestety nie będziemy mogli nigdy ujawnić, mieliśmy do czynienia z zakrojoną na ogromną skalę akcją dezinformacyjną po stronie CIA, MI6 oraz polskiej Akcji Wywiadu. Możemy mówić wyłącznie o ogromnym bezprecedensowym sukcesie wywiadowczym, który przerósł, niewielkie przyznajmy, możliwości percepcji i logicznego myślenia wychowanych na filmach o Jamesie Bondzie dziennikarzy czy samozwańczych ekspertów.
Wiadomości o północnokoreańskim programie atomowym były tak pilnie strzeżone, że nawet amerykańscy naukowcy nie nabrali cienia podejrzeń, że ich wywiad może coś na ten temat wiedzieć. Jak mówi “Washington Post” Paul Stares, ekspert Council on Foregin Relations: “I don’t think we even know whether they have a deployed capacity” of ready-to-use nuclear bombs. As far as both the leadership chain of command, as well as the physical communications infrastructure, there’s next to nothing on that.”Cóż za fantastyczny przykład doskonałej ochrony przed wyciekiem ściśle tajnej informacji!
Wszystkim wydawało się, że wywiady zostały zaskoczone, a tymczasem one tylko tak dobrze udawały. Dowód? Wystarczy uważnie przeanalizować wizytę polskiego prezydenta w Chinach, „przypadkiem” odbyła się ona w tym samym czasie kiedy Kim zmarł, o czym świat Zachodu „jakoby” dowiedział się z północnokoreańskiej telewizji. Można kwestionować przynależność Polski do świata zachodniego, ale jedno nie ulega wątpliwości – o śmierci Ukochanego Przywódcy polski prezydent wiedział wcześniej. Co więcej, wiedzę tę wykorzystał do subtelnej dyplomatycznej gry podczas oficjalnej wizyty w Chinach.
Polska ofensywa na dalekim wschodzie została zaplanowana i przeprowadzona z zegarmistrzowską precyzją. Grunt pod wizytę prezydenta przygotował na wiele dni wcześniej lider opozycji Jarosław Kaczyński swoim wystąpieniem 11 listopada z przesłaniem, że Polska mogłaby być drugimi Chinami, które odbiło się szerokim echem w kraju i zagranicą. Niektórzy uznali to za zbyt daleko idące hołdy wobec autorytarnego „modelu pekińskiego” i za politykę prowadzoną „na czworakach” . Nie rozumieją oni jednak najwyraźniej subtelności „dyplomacji marszowej” (nawiązującej do słynnej Nixonowskiej „dyplomacji ping-pongowej”). Poza tym akurat na chińskim dworze cesarskim pozycja „na czworakach” była czymś zupełnie naturalnym i zarzuty stawiane prezesowi PiS jedynie potwierdzają jego legendarną znajomość historii, nie tylko najnowszej i umiejętność wyciągania z niej właściwych wniosków.
Sama wizyta prezydenta Polski była misterną konstrukcją przypominającą bardziej jeden ze słynnych ogrodów bonsai niż zwykłe działania dyplomatyczne. Zwróćmy przede wszystkim na „zbieg okoliczności” jakim jest odwiedzenie Państwa Środka podczas kiedy w Pjongjangu umiera przywódca zaprzyjaźnionej Korei Północnej. Niby przypadek, ale jakże znaczący. Prezydent z wrodzoną sobie zręcznością wykorzystuje ten fakt do dyskretnego wywarcia presji na, co tu dużo mówić, również komunistyczne władze ChRL.
Komorowski mówiąc, że u fundamentów polskiej państwowości leży Smok Wawelski oczywiście tak naprawdę miał na myśli Koreę, której symbolem jest właśnie smok. Polska była użyta tylko dla kamuflażu, taka uwaga traktowana dosłownie jest oczywiście absurdalna – i dlatego od razu widać, że mamy do czynienia z dobrze przemyślanym kodem. Znany z taktu prezydent pozostawił niedopowiedzianą rolę szewczyka Dratewki (rdzennego Polaka) i los jaki spotkał smoka. Kiedy prezydent Komorowski wypowiada te słowa niemal w tym samym momencie umiera Kim Dzong Il. Czy to nie daje do myślenia przywódcom państw ościennych, szczególnie Chin, których symbolem również jest smok? Kim Dzong Il nie żyje a Polska o tym wie. Ba, więcej, jej prezydent sugeruje, że może nawet ma z tym coś wspólnego (vide wątek szewczyka Dratewki).
Wyrafinowana dyplomatyczna gra polskiego prezydenta przynosi natychmiastowe efekty. Chiński wiceminister edukacji błyskotliwie nawiązał do najnowszych osiągnięć polskiej nauki wspominając o Koperniku i Marii Curie – Skłodowskiej. Sam Komorowski, autor „chińskiego blitzkriegu” ironicznie acz skromnie skomentował efekty swojej podróży: „Ciekawe jest, że nasi partnerzy chińscy właśnie w Polsce widzą ośrodek, który może ułatwić uzgodnienia pomiędzy Chinami i UE”. Czyżby znów zdecydował „przypadek”?
Do myślenia daje także sposób w jaki Ukochany Przywódca zszedł z tego świata, czyli jak podały źródła oficjalne, podczas podróży pociągiem. W Polsce pamiętając doświadczenia z zeszłego roku doskonale rozumiemy, że w pociągu, zwłaszcza w okresie przedświątecznym, można zejść na zawał. Zapewne bezpośrednią przyczyną zgonu musiała być zmiana rozkładu jazdy, choć krążą pogłoski, że mogła się do niego przyczynić zapowiedź wysłania polskich ekspertów z PKP celem modernizacji północnokoreańskiej kolei. Hillary Clinton błaga podobno Donalda Tuska o to, żeby zapowiedział chociaż wysłanie przynajmniej kilku ekspertów ds. reform z ministerstwa zdrowia Fidelowi Castro. Sam premier skłania się podobno bardziej ku wysłaniu delegacji – na najwyższym szczeblu – z Polskiego Związku Piłki Nożnej do Syrii, gdzie trwa akurat krwawa wojna licząc, że upiecze dwie pieczenie przy jednym ogniu. Myśli się też, w ramach resetu polsko – rosyjskiego, o wypożyczeniu Antoniego Macierewicza Władimirowi Putinowi, celem zbadania kto tak naprawdę stoi za ostatnimi protestami przeciwko jakoby sfałszowanym wyborom. W każdym razie USA, zapewne ze względu na kryzys wciąż jeszcze nie zapłaciły żadnemu z protestujących mimo ich wyraźnych publicznych nagabywań.
Trudno się zatem dziwić Polakom, że ufni w siłę dyplomacji swojego kraju, podczas gdy amerykańscy dyplomaci stresują się transferem władzy w Korei Północnej („A 27-year-old running a repressive regime with nuclear weapons: It’s kind of hard to say you don’t have some concerns”) jak co roku zajadają się świąteczną kapustą z grochem i karpiem. Mając takich ludzi u steru możemy spać spokojnie.