Dość śmiertelnie poważnych i nudnych rozważań czy powinniśmy czy nie organizować Euro, co można by zbudować gdyby nie ono, czyja to wina, że zbudowaliśmy za mało czy za dużo. Koniec z poważnymi dyskusjami o projekcie cywilizacyjnym. Koniec rozważań o przejezdności autostrad i przelotowości lotnisk. O historycznym momencie, w którym Polska i Ukraina wspólnie organizują jedną z największych na świecie imprez sportowych. Koniec z ględzeniem, czas na bezwstydną rozrywkę!
Zaraz zaraz, czy to znaczy, że nawołuję koniec z myśleniem, dyskusją, że Euro nie podlega krytyce ani ocenom i narzucam tu paternalistyczny seksistowski i machowski punkt widzenia? W żadnym razie. Po prostu na wszystko jest czas i miejsce. I przecież nikomu nie zabraniam spotykać się w zadymionych kawiarniach i bojkotować „plebejskich igrzysk” przy bagietce z kozim serem i mango lassi. Ale „duch dziejów”, przynajmniej w Polsce w czerwcu przebywać będzie zupełnie gdzie indziej. Na stadionach, w przeklinanych przez wielu strefach kibica, w ogródkach i w domach przed włączonymi na cały regulator telewizorami.
Piłka nożna choć ma wiele wad, w postaci choćby fanatycznych i chamskich kibiców, ma też wiele cech zupełnie niezwykłych. Na przykład niesamowicie łączy ludzi ponad wszelkimi podziałami etnicznymi, klasowymi czy językowymi. Na dalekim wschodzie mogą nie kojarzyć gdzie leży Mediolan ani jak wyglądają schody La Scali ale szukając kontekstu dla mieszkańca stolicy światowego designu zakrzykną Paolo Maldini. Może i Węgrzy, których spotkaliśmy pod koniec podstawówki na przedmieściach Budapesztu nie znali słowa w żadnym „cywilizowanym” języku i musieliśmy kredą rysować na asfalcie i pokazywać na palcach po ilu gramy i jak długo, ale w piłkę kopali tak samo jak my (nie do końca tak samo, bo im dołożyliśmy aż miło). Może w Hiszpanii nikt nie słyszał o mojej rodzinnej Łodzi, ale pamiętają, że kiedyś grał taki klub Widzew i nawet coś tam ugrał w Lidze Mistrzów.
Piłkę kopaną ogląda premier i jego kierowca, handlarz rajstopami na bazarze i właściciel samochodowego koncernu, pracownik biura maklerskiego i piekarz, u którego co rano kupuje świeże bułki i dresiarz, który obudzi ich obu wieczornym rykiem „EŁKAES!”.
Nie ma w tej wyliczance żadnej kobiety – utarło się, że piłka jest dla facetów. Niesłusznie. Masa dziewczyn ogląda z większym bądź mniejszym zainteresowaniem mecze, zdarzają się nawet zdeterminowane fanki, które zagną każdego ze składu ulubionej drużyny. I tak biorąc pod uwagę wychowanie, w którym faceci od małego biegają po podwórku z piłką, a dziewczyny grają w gumę (chyba mówię o jakichś przedpotopowych czasach, dziś pewnie jedni i drudzy siedzą na fejsie) to zainteresowanie pań piłką jest ogromne. Fubtol nie jest seksistowski, to wykluczanie z tej wielkiej przygody na bazie płci i kształtowania „właściwych” zachowań jest seksistowskie.
Także zawieśmy na chwilę nasze zwykłe problemy, cieszmy się, pasjonujmy, krzyczmy i płaczmy, wyzwólmy się z dyktatury codzienności bo przyszedł czas Karnawału. A do tych, którzy piłki nie cierpią i włączyć się za wszelką cenę nie chcą mam prośbę o wyrozumiałość – to przecież tylko trzy tygodnie, potem znów wszystko wróci do zwykłej przeciętnej normy. I my, fani futbolu nie wykluczajmy tych, którzy naszej pasji nie rozumieją. Zawsze jest dla nich nadzieja, na piłkarskie zbawienie nigdy nie jest za późno. Kto wie, może się jeszcze nawrócą?:-)