Wstępniak do XI numeru LIBERTÉ! „Piękna dwudziestoletnia” o II RP i jej miejscu w naszej pamięci.
Czas w ostatnim stuleciu przesiadł się z końskiego grzbietu do naddźwiękowego samolotu. Druga Rzeczpospolita, która z wojny powstała i której krótką egzystencję wojna brutalnie zakończyła, bez Szczecina, Wrocławia, Śląska i Pomorza Zachodniego, za to z Wilnem i Lwowem, Kołomyją, Buczaczem i Bracławiem, Druga Rzeczpospolita, przez którą swe wody toczyły Dniestr i Prypeć, w krajobrazie której żydowski chałat był elementem tak naturalnym, jak greckokatolicka cerkiew czy niepiśmienni „tutejsi” z poleskich trzęsawisk, Druga Rzeczpospolita z zabójstwami na tle politycznym, z autorytarną władzą, otoczona przez wrogów, wydaje się dziś, z naszego punktu widzenia, czymś niebywale egzotycznym i odległym.
Pamięć o Drugiej Rzeczpospolitej została zmanipulowana przez sanację i budowę mitu Piłsudskiego. Za Wrzesień bezwzględnie rozliczyło ją wrogie pisarstwo emigracyjne. PRL-owska propaganda posiłkowała się „Polską faszystów i obszarników”, by legitymizować siebie w oczach mas pracujących (przyznajmy, że dość skutecznie). Część powojennej emigracyjnej publicystyki, a także nieoficjalny drugi obieg ludzkiej pamięci gloryfikowały czasy „Niepodległej”, kwitł kult Komendanta, nie pamiętano (bo nie wypadało pamiętać) o Berezie, kiedy tu i teraz wywoziła ubecja, a pisanie o wojnie polsko-bolszewickiej było zakazane. Każda krytyka Drugiej Rzeczpospolitej trąciła oficjalną propagandą, a ta ogromnej części inteligencji była zwyczajnie wstrętna.
Po 1989 roku debata publiczna skupiła się na historii najnowszej – sporach o lustrację, dekomunizację, genezę i spuściznę Solidarności. Wprawdzie w warstwie symbolicznej do Drugiej Rzeczpospolitej nawiązywano ochoczo – orzeł zyskał koronę, insygnia władzy Lechowi Wałęsie przekazał Ryszard Kaczorowski, a w każdym niemal mieście powstała ulica Piłsudskiego, jednak zerwana ciągłość czyniła z tych inicjatyw puste gesty, co pokazała historia nowych partii odwołujących się do przedwojennych tradycji: Stronnictwa Narodowego, PPS-u czy nawet PSL-u, w którym trudno się dziś doszukać Witosowego ducha. Może jedyna poważna dyskusja o Drugiej Rzeczpospolitej odbyła się przy okazji wystawienia pomnika Romanowi Dmowskiemu, postaci niejednoznacznej, tak jak niejednoznaczny był to czas w naszych dziejach.
Druga Rzeczpospolita nie zasługuje na zapomnienie. Za bardzo nas ona ukształtowała, za dużo wątków jej historii pobrzmiewa znajomo i dziś, za wiele konfliktów i sporów nie straciło aktualności. Za bardzo jej słabości zaciążyły na całym późniejszym okresie. Za dużo lekcji o nas samych i o tym, co nas konstytuuje, tracimy, przechodząc do porządku dziennego nad tymi pięknymi, bo nareszcie swoimi, dwudziestoma latami. Jak mawiał Antoni Słonimski, którego słowa przytacza w rozmowie z Krzysztofem Iszkowskim Adam Michnik, „byliśmy wtedy na własnych śmieciach”, i choćby dlatego warto dwudziestoleciu, a zwłaszcza pamięci o nim, poświęcić poważny namysł, odarty nareszcie zarówno z czarnej legendy, jak i mitologicznych klisz.
Druga Rzeczpospolita nie była ani czarna ani biała. Żeby oddać jej niejednoznaczności, trzeba ją odmalować wszystkimi odcieniami szarości. Co też czynimy w XI numerze „LIBERTÉ!”.