Leszek Balcerowicz występując na konferencji prasowej żąda odpowiedzi od rządu na swoje analizy i deklaruje, że dopóki jej nie dostanie nie można mówić o prawdziwej debacie. Media proponują starcie Balcerowicz vs Rostowski. Rostowski z chęcią przyjmuje (jest w końcu pewniakiem do listy wyborczej, świeżo upieczonym politykiem, członkiem PO). Balcerowicz się sprzeciwia, bo jego zdaniem, ta wymiana zdań na temat OFE, którą mamy, to nie jest debata. Obsztorcowuje namawiających go dziennikarzy, uparcie domagając się merytorycznej odpowiedzi na swoje opracowania.
Tak naprawdę Balcerowicz zdaje się na dobrą wolę rządu, który może, ale nie musi mu nic odpowiedzieć na piśmie – ponieważ Rostowski zadeklarował chęć udziału w debacie bezpośredniej. Media chcą show więc są po jego stronie, głuche na żądania Balcerowicza, który domaga się analiz (dziennikarzy analizy nie interesują, o ile nie mieszczą się na jednej kartce A4 i nie ma tam zbyt wielu wykresów). Wszyscy żądają od Balcerowicza udziału, ten twierdzi, że rząd go etykietuje. Nic dziwnego, że Balcerowicz, który ze swoimi współpracownikami naprawdę sporo czasu poświęcił na przygotowanie alternatywnego dla rządowego programu oszczędności, który pozwoli reformę emerytalną chciałby poważnej odpowiedzi. Jednak rząd nie ma takiego obowiązku. Jedyne co go może zmusić to opinia publiczna. Balcerowicz ze swoją unikalną pozycją i eksperckim zapleczem jest słuchany, jego konferencje transmitowane są na żywo jak lidera opozycji, którym w sprawie OFE naprawdę się stał. Jednak opinia publiczna jego roszczenia wobec rządu (całkiem zrozumiałe merytorycznie, ale nie medialnie) uzna za niezrozumiałe. Balcerowicz wychodzi na człowieka, który ma osobiste urazy i znów pokazuje swój dogmatyzm, bo dziennikarze nie rozumieją czego tak naprawdę chce (poprawy jakości debaty i merytorycznych analiz, ale to zbyt abstrakcyjne).
Co Balcerowicz powinien zrobić to zgodzić się na debatę, gdzie będzie mógł przedstawić swoje argumenty, ale jednocześnie przedstawić np. 5 konkretnych pytań/twierdzeń rządowi i od odniesienia się do nich uzależnić swój udział. To musi być erzac jego analiz. Konkretne pytania będą wymagały konkretnej odpowiedzi. Dziennikarze je zrozumieją. Pójdą z nimi dalej do ministra, po którego stronie będzie piłeczka, którą trudno będzie mu odbić na drugą stronę boiska bez udzielenia odpowiedzi na pytania, które każdy zrozumie (oczywiście muszą to być kwestie kłopotliwe dla rządu, np. czy pieniądze na kontach w OFE po reformie rządu zamieniają się w zapisy w ZUS? Jak rząd gwarantuje wypłacalność ZUS za 20 lat kiedy współczynnik pracujących do emerytów z 4-1 spadnie do 2-1?).
Balcerowicz ma wiedzę, Balcerowicz ma zwolenników, Balcerowicz ma medialną uwagę skupioną na sobie, więcej – Balcerowicz w sporze z rządem ma rację. To czego mu brakuje, to zrozumienia płytkiego i nielogicznego medialno-politycznego półświatka, który czy się nam to podoba czy nie, jest pasem transmisyjnym do opinii publicznej. Bez zrozumienia kierującymi nim zasad (które do perfekcji opanowane ma Donald Tusk i jego dwór) Balcerowicz skazany jest na porażkę, a my – przeciwnicy nacjonalizacji emerytur – wraz z nim.